Dramatyczna scena rozegrała się na jednej z ulic. Duży pies rozszarpał małego yorka. "Wnętrzności było widać na wierzchu"
Do niebezpiecznej sytuacji doszło nad Balatonem na warszawskiej Pradze-Południe.
Około 65-letnia kobieta szła z dość wysokim psem (pies sięgał jej do kolan) ścieżką rowerową. Nie była w stanie utrzymać psa, gdy ten wyrwał się na widok yorka.
- Kobieta nie opanowała utrzymania na smyczy psa, który przeskoczył dołem przez krzaki zbiegając na ścieżkę dla pieszych i atakując Felka (yorka, który był trzymany przez swoją właścicielkę na smyczy). York został rozszarpany tak, że wnętrzności były widoczne na zewnątrz. Przytomny trafił w ostatniej chwili do kliniki. Śledziona nie została przegryziona, dzięki czemu pies miał szansę na przeżycie - relacjonowała w social mediach mieszkanka Pragi.
Właścicielka poszkodowanego psa poinformowała, że osoba odpowiedzialna za zachowanie psa, który zaatakował jej pupila nawet nie zaoferowała pomocy. Odeszła z miejsca zdarzenia, jakby się nic nie stało.
Kobieta wręcz uciekła z miejsca zdarzenia. To skandal - komentowała mieszkanka Pragi.
York przeszedł operację, którą przeżył. Dzięki temu, że sprawa została nagłośniona w mediach społecznościowych, właścicielka agresywnego psa zgłosiła się do kliniki weterynaryjnej przyznając, że to jej pies pogryzł yorka.
Jak się jednak okazało, piesek w nocy po operacji zmarł.