Wrony zaatakowały matkę z dziećmi w drodze do przedszkola. W popłochu porzuciła rzeczy i apeluje
Sytuacja rozegrała się na warszawskiej Woli.
19 maja o poranku na jednej z grup sąsiedzkich na Woli jedna z użytkowniczek opowiedziała o trudnym doświadczeniu, które ją spotkało, gdy zaprowadzała pociechy do przedszkola. - Dziś o godzinie 7:00 zaatakowały mnie i dwóch synów wrony, między bramą na Młynarskiej - gdzie jest biblioteka - a Carrefourem na Żytniej 50. Atakowały aż do przedszkola, kilka wron. Musieliśmy rzucić hulajnogę i reklamówkę z kamizelką niebieską i bluzką fioletową. Jeśli ktoś by tamtędy przechodził i miał możliwość złapania tych rzeczy, prosiłabym o przyniesienie ich do przedszkola na Szlenkierów 8. Była bym wdzięczna ogromnie, jak by się znalazła dobra duszyczka. Chyba, że będą atakowały, to nie zbliżajcie się tam, może mają jakieś gniazdo. Najbardziej zależy mi na hulajnodze syna bo bardzo płakał i przeżywał. Ja się nie odważyłam już tam podejść - czytamy.
W przypadku ataku wron trzeba zasłonić twarz ręką, wycofać się i zmienić kierunek, żeby oddalić się od miejsca zagrożenia. Nie należy przy tym wykonywać gwałtownych ruchów i biec, by nie spotęgować ataku.
Jeden z internautów pozwolił sobie pod postem o ataku wron napisać, że "kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one". Doczekał się szybko odpowiedzi autorki wpisu. - Po całej sytuacji może to i śmieszne i pośmieję się, gdy już przestanę się trząść jak galareta, bo musiałam uciekać z 4-letnim dzieckiem na rękach i 7-letnim, dodatkowo je odganiając, żeby nas nie podziobały. Ale śmiech to zdrowie podobno - dodała.