Odwiedziła Warszawskie Zoo. Jednym zdaniem wywołała burzę
Mowa o Dorocie Zawadzkiej, która przed laty prowadziła programy w stacji TVN.
Dorota Zawadzka kilka dni temu odwiedziła Warszawskie Zoo. Po wizycie podzieliła się kilkoma refleksjami w sieci. Sporo rzeczy jej się nie podobało. - W Polsce dramatycznie często krzyczy się na dzieci. I do dzieci. Krzyczą rodzice, panie przedszkolanki, nauczyciele. Dzieci są musztrowane, traktowane przemocowo - mówię o przemocy werbalnej, nic więc dziwnego, ze dzieci potem krzyczą na siebie i do siebie. Przykład idzie z góry. Ośmiu na dziecięciu rodziców nieustannie wisi na telefonie. Mówi jednocześnie do telefonu i do dziecka. We wspólnym czasie nie poświęcają dzieciom wystarczającej uwagi. Dzieci w wolnym czasie "siedzą w telefonach", w grupach lub pojedynczo. Zoo nie jest atrakcyjne. Rówieśnicy nie są. Plac zabaw nie jest. Dzieci klną okropnie. Okropnie. Dziś zwróciłam uwagę kilkakrotnie. Niebywałe wulgaryzmy używane do siebie i do opisu świata wokoło. Dziś kilka razy zauważyłam brak szacunku do dobra wspólnego. Dzieci starsze niemal demolowały zabawki dla maluchów. Kilku rodziców interweniowało. Raz pracownik. Niektóre dzieci odezwały się bardzo niegrzecznie nie przyjmując uwagi.inne posłuchały. W kilku wycieczkach nauczyciele niewidoczni - napisała Superniania i dodała, że na szczęście widziała też osoby, które mądrze i spokojnie zwracały innym uwagę.
- "Przedszkolanka" użyte celowo - bo gdyby to była nauczycielka przedszkolna to by się nie darła na dzieci - dodała i tym określeniem nauczycielek pracujących w przedszkolach wywołała najwięcej emocji. - Taka drobna uwaga - nie ma zawodu przedszkolanka (bo to dziewczynka uczęszczająca do przedszkola). Te osoby to nauczyciele wychowania przedszkolnego lub edukacji wczesnoszkolnej. Oczywiście krzyczenie na dzieci jest przejawem słabości dorosłych i nic tego nie usprawiedliwia - czytamy. Postów w podobnym tonie, które zwracały uwagę psycholożce pojawiło się bardzo dużo.