Mieszko R., który zabił portierkę na UW, ugryzł policjanta w łydkę. Wiemy, jak do tego doszło
Na światło dzienne wyszły kolejne szczegóły sprawy 22-letniego Mieszka R. - mordercy pracownicy Uniwersytetu Warszawskiego, który na początku maja zabił ją siekierą na terenie kampusu.
Po tym jak kilka dni temu morderca z UW - Mieszko R - usłyszał zarzut, że 7 maja na komendzie przy ulicy Wilczej w Warszawie naruszył nietykalność cielesną funkcjonariusza policji poprzez ugryzienie go w nogę, pojawiło się pytanie, jak do tego doszło. W końcu był skuty w kajdany i nie wiadomo było, w jaki sposób znalazł się na wysokości łydki funkcjonariusza. Teraz "Super Express" rozwikłał tę zagadkę.
Policjanci w rozmowie z tabloidem wyjaśnili, że mężczyzna był tak pobudzony, że trzeba go było przenosić z miejsca na miejsce za ręce i nogi. - Takie chwyty transportowe są przewidziane w naszych przepisach - powiedzieli. Ochraniacz na głowę był mu więc nakładany w pozycji leżącej i wtedy korzystając z okazji, zatrzymany ugryzł stojącego najbliżej policjanta w łydkę.
Czyn ten zagrożony jest karą do lat trzech lat pozbawienia wolności. Przypomnijmy jednak, że za zabójstwo Małgorzaty D., usiłowanie zabójstwa strażnika uniwersyteckiego i zbezczeszczenie zwłok, grozi mu jednak w sumie dożywocie.
"Super Express" dodał, że dowiedział się nieoficjalnie, że ugryzienie policjanta to nie jedyny wyskok Mieszka już po zatrzymaniu. - Gdy był konwojowany, siedząc z tyłu w radiowozie ściągnął ponoć buta i próbował dotykać stopą policjantkę siedzącą na przednim fotelu - czytamy.