Mdleli w samolocie do Warszawy, bo w środku było 50 stopni. Urbańska ujawnia zaskakujące kulisy lotu
Gwiazda pożaliła się na obsługę samolotu. Wiemy, co się stało.
26 lipca (sobota) Natasza Urbańska opowiedziała o swojej koszmarnej podróży LOT-em, która wynikała z awarii maszyny. I o ile ta nie zaskoczyła piosenkarki, według niej zachowanie obsługi samolotu pozostawiło wiele do życzenia. - Dzisiaj leciałam z Podgoricy LOT-em - naszą polską linią lotniczą. Ja rozumiem, że bywają awarie, ale w takich momentach załoga musi umieć reagować. Nie można dopuścić do takich sytuacji, że ludzie mdleją w samolocie. Mnie się nigdy, przez całe moje życie, nie zdarzyło zemdleć. Tym razem było inaczej. Samolot był nagrzany do 50 stopni i nikt z obsługi nawet nie wpadł na to, by dać ludziom wodę. Dobrze, nie działają nawiewy, my się wszyscy wachlowaliśmy, ale kubek wody! 20 minut czekaliśmy na start, bo był opóźniony, bo lot był opóźniony godzinę, jak zawsze zresztą ostatnio. Takie traktowanie ludzi... W taki niezbyt sympatyczny - delikatnie mówiąc - sposób. Szef odpowiedział jednej pani: "No, przecież mieli Was uprzedzić, że nie ma wentylacji - zdradziła na Instagramie i dodała, że w pewnym momencie zemdlała, zresztą jak kilka innych osób.
- Awarie się zdarzają i my to rozumiemy, ale trzeba umieć reagować. Dzisiaj to było przekroczenie wszelkich granic i norm obowiązujących w dzisiejszych czasach. W ogóle norm ludzkich. To było nieludzkie - oceniła.
Przewoźnik zareagował na te słowa. - W odniesieniu do zaistniałej sytuacji informujemy, że w samolocie wykonującym ten rejs doszło do usterki pomocniczej jednostki zasilającej, tzw. APU (Auxiliary Power Unit). To urządzenie umożliwia, między innymi, zasilanie klimatyzacji i systemów pokładowych w czasie postoju samolotu. Opóźnienie wynikało natomiast z restrykcji w europejskiej przestrzeni powietrznej - przekazało biuro prasowe redakcji portalu Pudelek.