Atakuje kobiety przy Placu Szembeka. Policja ma związane ręce. "Obawiam się, co będzie dalej"
Póki co funkcjonariusze nie mogą odizolować napastnika od innych.
"Kurier" TVP3 Warszawa poruszył temat młodego mężczyzny, który mieszka w jednym z bloków tuż przy Bazarze Szembeka na warszawskim Grochowie i regularnie atakuje tam kobiety. Ostatni raz miało to miejsce w sobotę. - Z całej siły uderzył mnie z pięści w brzuch, w żebra, łamiąc mi skrzynkę, w której miałam rzeczy, więc siła uderzenia była dość mocna - powiedziała jedna z ofiar. - Obawiam się, co będzie dalej. Czy naprawdę musi dojść do nieszczęścia? Może zaatakować kobietę, również mnie, więc gdzie szukać dalej pomocy? - boi się mieszkanka z okolicy.
- Policjanci przyjęli zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na naruszeniu nietykalności cielesnej kobiety w okolicy placu Szembeka. Musimy zgromadzić materiał dowodowy, zostanie on wówczas przekazany do prokuratury - poinformowała podinsp. Joanna Węgrzyniak z Komendy Rejonowej Policji Warszawa VII.
Napastnik już kilkakrotnie był w rękach policji, a później trafiał do szpitala na obserwację. 18 października po kilku godzinach wyszedł jednak z placówki na własne życzenie. - O tym, że ktoś opuszcza szpital decyduje sama osoba, jeśli nie jest ubezwłasnowolniona. Jeśli lekarze nie widzą potrzeby hospitalizacji, mogą taką osobę zwolnić - powiedział w programie asp. Kamil Sobótka z Komendy Stołecznej Policji.
- Tu leży problem po stronie samej diagnostyki, jak również oceny medycznej, gdy taka osoba stwarza zagrożenie - dodał Andrzej Mroczek, były policjant, Uniwersytet Civitas.